Bar „Osiemdziesiątka” to kawał historii Gdańskiej Stoczni. Przez lata gościł robotników, działaczy oraz osoby związane z ruchem Solidarności, stając się symbolem tamtych czasów. Dziś bar zachowuje swój unikalny charakter, przyciągając zarówno dawnych bywalców, jak i turystów poszukujących w Gdańsku autentycznych miejsc. W rozmowie z właścicielem lokalu Dariuszem Ryć odkrywamy, co sprawia, że „Osiemdziesiątka” jest tak wyjątkowa, jakie wyzwania stoją przed nią w obliczu zmian i czy istnieje szansa na ocalenie tego historycznego miejsca.
Dlaczego bar „Osiemdziesiątka”?
Nazwa „Osiemdziesiątka” pojawiła się, ponieważ musieliśmy zmienić wcześniejszą nazwę – „Pod Wierzbą”. Niestety, drzewo, od którego pochodziła ta nazwa, ze względów bezpieczeństwa musiało zostać wycięte. Było to piękne, 30-metrowe drzewo, które wraz z rosnącą obok wierzbą tworzyło przyjemny cień. Jednak gdy drzewa zaczęły usychać, a jeden z konarów spadł na dach, zagrożenie było zbyt duże i musieliśmy podjąć decyzję o ich usunięciu.
Pomimo tej zmiany, nazwa baru nadal nawiązuje do jego historii. „Osiemdziesiątka” pochodzi od roku 1980 – to właśnie wtedy bar powstał. Jest to ostatni działający w niezmienionej formie bar robotniczy, który przetrwał czasy Stoczni Gdańskiej. Funkcjonował nieprzerwanie od 1980 roku, z wyjątkiem krótkich przerw w czasie pandemii i stanu wojennego, gdy – podobnie jak cała stocznia – musiał zostać tymczasowo zamknięty.
Czy od początku planowaliście utrzymywać obecną koncepcję baru, czy ten pomysł pojawił się później?
Jesteśmy właścicielami baru od 1994 roku. W tamtym czasie teren przejęła spółka, z którą podpisaliśmy umowę dzierżawy – ale tylko z miesięcznym okresem wypowiedzenia. Zapytałem wtedy, dlaczego tak krótko, skoro standardowo było to przynajmniej trzy miesiące. Odpowiedź była jasna: budynek w 1994 roku był przeznaczony do rozbiórki i w każdej chwili mogliśmy otrzymać wypowiedzenie.
W związku z tym przez wiele lat bar funkcjonował bez większych inwestycji – po prostu nie opłacało się w niego wkładać środków, skoro miał zostać wyburzony. Jednak czas mijał, plany się zmieniały, a my nadal tu byliśmy. W końcu, gdzieś około 2006-2010 roku, doszedłem do wniosku, że to, co przez lata uznawane było za jego „opóźnienie”, nagle stało się atutem.
Nowoczesnych lokali jest wszędzie pełno, ale takich autentycznych miejsc, jak nasz bar, zaczyna brakować. Dlatego postanowiliśmy zachować jego pierwotny styl i klimat, co – jak się okazało – było strzałem w dziesiątkę. Nawet ostatnio odwiedził nas klient, który po 30 latach emigracji w Stanach Zjednoczonych, wrócił do Gdańska, by pokazać dzieciom, skąd pochodzi. Jednym z jego obowiązkowych przystanków była właśnie „Osiemdziesiątka”. To pokazuje, że to miejsce ma duszę i swoją historię, którą ludzie chcą wspominać.
Jacy jeszcze goście odwiedzają bar?
Bar to kawałek historii, więc przewinęło się przez niego wiele znanych osób. Stocznia była miejscem ważnych wydarzeń, dlatego odwiedzali nas również ludzie z pierwszych stron gazet. Na przykład bywał tu nasz były prezydent Lech Wałęsa – jeszcze zanim objął urząd, gdy pracował w stoczni. Widywałem go tu kilkakrotnie. Odwiedzali nas także Jacek Kuroń, Maciej Płażyński i wielu innych, którzy byli związani ze stocznią i jej historią. Trudno teraz wymienić wszystkie nazwiska, ale przez lata przewinęło się tutaj sporo znanych osób.
Czy turyści zza granicy są zainteresowani historią tego miejsca?
Tak, zdecydowanie. Odwiedzają nas ludzie z różnych stron świata – zdarzają się goście z Niemiec, Skandynawii, a nawet z Australii. Tereny postoczniowe przyciągają tych, którzy chcą zobaczyć coś autentycznego, coś, co nie jest typową turystyczną atrakcją.
Co ciekawego można znaleźć w Waszym menu?
Stawiamy na klasykę polskiej kuchni. Nasz kotlet schabowy musi być najlepszy – to podstawa! Oprócz tego serwujemy antrykoty z kurczaka, a także własnoręcznie robione pierogi i krokiety w różnych wariantach. Dużą popularnością cieszą się również typowe dania barowe, takie jak gulasz wieprzowy, flaczki czy fasolka po bretońsku. W sezonie letnim, kiedy odwiedza nas więcej gości z zewnątrz, rozszerzamy ofertę o lżejsze propozycje – sałatki, galaretki i inne przekąski, których próżno szukać w zwykłych barach szybkiej obsługi. Można się także u nas napić kultowego napoju PRL, jakim jest czerwona oranżada w szklanej butelce. Wielu gości ją pamięta i chętnie wraca właśnie po ten smak dzieciństwa.

A jeśli chodzi o wystrój – skąd pochodzą te wszystkie przedmioty?
Większość to nasze prywatne zbiory, ale moja żona ma ogromne zamiłowanie do wyszukiwania takich perełek. Regularnie znajduje coś ciekawego na pchlich targach, wyprzedażach lub ogłoszeniach internetowych. Efekty jej poszukiwań są świetne – to właśnie te znaleziska nadają wnętrzu niepowtarzalny charakter.
Latem miejsce nabiera jeszcze większego uroku, ponieważ otwieramy i dekorujemy ogródek. Wieczorami panuje tu wyjątkowa atmosfera – przy nastrojowym oświetleniu i dźwiękach polskiego rocka z lat 80. i 90. Często zdarza się, że ktoś wpada na chwilę, by tylko rzucić okiem lub coś przekąsić, a ostatecznie zostaje na cały wieczór.

Co najbardziej lubicie w prowadzeniu tego miejsca?
To, co w tej pracy jest najlepsze, to kontakt z ludźmi i ta wyjątkowa atmosfera, jaka tutaj się tworzy. Oczywiście, prowadzenie baru to wymagające zajęcie – zdarza się, że pracujemy po 20 godzin na dobę, żeby wszystko przygotować. Ale kiedy widzimy zadowolenie naszych gości i ten pozytywny klimat, to dodaje nam energii. Zresztą można to zobaczyć po opiniach – mamy głównie pozytywne komentarze. Ludzie doceniają to miejsce, a to ogromna satysfakcja.
Historia ma tutaj ogromne znaczenie. W środku mamy trochę zdjęć z lat 80. – dokumentujących stan wojenny, strajki majowe i sierpniowe. Każdy słyszał o strajkach z 1980 roku czy stanie wojennym, ale już wydarzenia z 1988 roku, które miały miejsce w Stoczni, są mniej znane. A to właśnie te protesty, razem ze strajkami na Śląsku i w Stalowej Woli, uruchomiły procesy prowadzące do przemian ustrojowych. Dla mnie to także sprawa osobista – w grudniu 1981 roku, zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego, brałem udział w demonstracjach w Gdańsku. To miejsce pozwala nam zachować te historie i przekazać je kolejnym pokoleniom.
Związaliśmy się z tym barem i stocznią na tyle mocno, że trudno myśleć o tym, że pewnego dnia to wszystko może zniknąć.
Czy lokal może zostać zamknięty?
Tak, niestety ten temat staje się coraz bardziej realny. Cały teren wokół nas będzie przebudowywany – powstanie tu Droga do Wolności, a za nami mają stanąć nowe budynki. To oznacza, że w pewnym momencie mogą nam po prostu odciąć wodę i kanalizację. Podłączenie nowej instalacji to ogromne koszty i nikt nam nie daje gwarancji, że budynek zostanie.
Czy popularność baru może pomóc go uratować?
Możliwe, że tak. Dlatego zaczęliśmy mocniej działać w mediach społecznościowych – promujemy bar na Instagramie i Facebooku. Odbiór jest bardzo pozytywny, co daje nam nadzieję, że może uda się jeszcze coś zrobić.
Zapraszamy do odwiedzenia kanałów social mediów lokalu:
https://www.instagram.com/barosiemdziesiatka
https://www.facebook.com/BarOsiemdziesiatka

Autorka tekstów i podróżniczka. Związana z Trójmiastem, na co dzień można ją spotkać podczas wydarzeń kulturalno-artystycznych lub w lesie.